Dziś w zasadzie przepisu nie będzie... Chcę się tylko pochwalić, że powróciłem do dawnego hobby, a mianowicie do warzenia piwa. W sensie dosłownym, nie w przenośni... A oto dowód:
Jak widać na załączonym obrazku jest to piwo żytnie. Nie pamiętam kiedy piłem poprzednio piwo ze słodu żytniego, dlatego zdecydowałem się na zrobienie właśnie takiego. W zasadzie to mogę podać przepis na piwo.
Bierzemy ześrutowany słód, wrzucamy do gorącej wody. Przeprowadzamy zacieranie, następnie wysładzanie, nachmielanie. Następnie schładzamy, dodajemy drożdże i czekamy aż nastąpi fermentacja. Najpierw burzliwa, później spokojna. Dodajemy trochę glukozy (aby drożdże miały co jeść) i rozlewamy do butelek. I tu jest najgorszy punkt programu: mycie 45-ciu butelek... Drożdże są tak miłe, że przerobią nam glukozę na dwutlenek węgla i nagazują nam nasze piwo. Po nalaniu do butelek piwo od razu kapslujemy. I teraz ćwiczymy silną wolę: trzeba co najmniej miesiąc czekać aby piwo nam dojrzało...
I to było chyba wszystko... Prawda, że łatwizna?
Nie będę sadystą, nie powiem: smacznego!!!
Bo piwo wyszło całkiem, całkiem...