sobota, 26 stycznia 2019

Solianka

   Solianka to zupa wywodząca się od braci słowian ze wschodu. Co prawda z tamtej strony raczej nic dobrego nam nie przywiało, ale ta zupa stanowi wyjątek. No i wódka, bo to podobno też ich wynalazek 😃. Z nazwą tej zupy spotkałem się kilkakrotnie w różnych książkach. A, że to nie były książki kucharskie ograniczono się do stwierdzenia, ze podano soliankę. Albo się nią zajadano. W końcu zmobilizowałem się i postanowiłem spróbować co to za zupa. No i zaczęły się schody, bo jak to z każdą potrawą "narodową" każdy gotuje ją troszkę inaczej. Solianka może być mięsna, rybna, grzybowa, warzywna... Wspólną cechą tych wszystkich zup jest, że ma być kwaśna i słona. Jako zatwardziały mięsożerca (co prawda miałem dwuletnią przerwę w jego jedzeniu, ale kto nie popełnia błędów 😉) postanowiłem ugotować wersję mięsną. Korciła mnie też rybna, ale to może następnym razem. Od razu zaznaczam, że najlepiej ugotować ją przynajmniej dzień wcześniej, a najlepiej dwa. Odgrzewana jest zdecydowanie lepsza. No i do najtańszych nie należy ponieważ muszą być trzy rodzaje mięsa i trzy rodzaje wędliny... Ale za to wychodzi niezły sagan, starcza na kilka dni. Albo wykarmienie stada wygłodniałych gości. Mnie wyszedł pięciolitrowy gar...

Składniki:
  • 30 dkg pręgi
  • 30 dkg łopatki
  • małe skrzydełko indycze
  • 25 dkg wędzonej szynki
  • 25 dkg boczku
  • 25 dkg kiełbasy
  • 4-5 kiszonych ogórków wraz z kwasem
  • 3-4 ziemniaki
  • kilka ząbków czosnku
  • oliwki czarne i zielone
  • koncentrat pomidorowy
  • puszka pomidorów krojonych
  • kapary w zalewie
  • 1 cebula
  • włoszczyzna
  • cytryna
  • śmietana lub jogurt
  • sól, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy
  • zielenina do przybrania 
   Trochę się tego nazbierało... Nic dziwnego, że taki sagan wychodzi. Ale do roboty. Mięso myjemy wkładamy do gara i zalewamy zimną wodą. Stawiamy na ogniu, jak się zagotuje, szumujemy, dodajemy włoszczyznę, pieprz, ziele angielskie i liść laurowy. Nie solimy, wędlina i kapary są słone, dlatego lepiej zrobić to na końcu. Gotujemy 3 godziny, mięso ma się wręcz rozgotować. Jak już jest mięciutkie wyciągamy chwilkę czekamy aby przestygło i rozdzielamy na kawałki. Kości i skórę odrzucamy. Wywar przecedzamy do gara, duuużego... Marchewka nam się przyda do zupy, a reszta nie. Możemy sobie zrobić np. sałatkę. Wywar zagotowujemy, dodajemy mięso, jak nam za dużo odparowało to dolewamy trochę wody. Wrzucamy obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Gotujemy aż będą miękkie. W tym czasie wędliną kroimy w paski, kosteczkę, jak kto woli. Cebulę kroimy w piórka, ogórki w kosteczkę. Czosnek obieramy i siekamy, albo przeciskamy przez praskę. Ja go zgniatam i kroję na mniejsze kawałki. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz, olej, smalec co kto lubi. Wrzucamy pokrojoną wędlinę, podsmażamy. Dodajemy cebulę i czosnek. Jak się zeszkli dodajemy ogórki kiszone i koncentrat pomidorowy. Chwilkę smażymy i wlewamy pomidory z puszki. Dodajemy czubatą łyżkę kaparów i oliwki bez zalewy. Dusimy na wolnym ogniu, w razie potrzeby dolewamy wody. Jak ziemniaki są już miękkie wlewamy zawartość patelni do gara. Dodajemy kwas z ogórków, mieszamy i chwilkę gotujemy. Teraz mamy okazję zdegustować i ewentualnie doprawić. Zupa ma być kwaśna i słonawa. Jak ktoś uważa, że jest za rzadka może dodać zasmażki, ja dodałem. Gotujemy jeszcze z 15 minut. Jak już pisałem, następnego dnia jest zdecydowanie lepsza. Na talerz nalewamy zupy, dodajemy kleksa ze śmietany albo jogurtu, kładziemy plasterek cytryny i posypujemy zieleniną.



Smacznego!!!

piątek, 18 stycznia 2019

Marchewka

   Dziś w roli głównej marchewka. A zasadzie zupa marchewkowa, a konkretnie zupa-krem. Większość pomyślała teraz sobie : bleee... Warto jednak zaryzykować i podać ją domownikom, ponieważ dzięki aromatycznym dodatkom zaskakuje smakiem i aromatem. Zupa jest sycąca i rozgrzewająca, a że pora roku jest stosowna aby skonsumować taką zupkę to do roboty!

Składniki:
  • 1 kg marchewki
  • 1,5 l bulionu
  • 3 ziemniaki
  • 2 cebule
  • kawałek imbiru
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka mielonego kardamonu
  • 1 łyżeczka kuminu
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki
  • 1/2 cayanne
  • 2 gwiazdki anyżu
  • ser feta
  • czarny sezam
  • zielenina (natka pietruszki albo kolendra)
  • olej do smażenia
   Marchewkę skrobiemy, myjemy i kroimy w grube plastry. Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę. Cebulkę obieramy i kroimy w piórka. Do gara wlewamy trochę oleju i rozgrzewamy go. Wrzucamy cebulę i marchewką. Smażymy mieszając. Jak marchewka nam się ładnie skarmelizuje dodajemy przyprawy. Wrzucamy czosnek, ziemniaki i zalewamy bulionem. Gotujemy jakieś 15-20 minut, aż ziemniaki będą miękkie. Wyjmujemy anyż i blendujemy. Wstawiamy na ogień, chwilkę gotujemy mieszając i ewentualnie doprawiamy. Można też dodać troszkę masła. Nalewamy na talerz, wkruszamy kawałek fety, posypujemy czarnym sezamem i zieleniną.



Na foto nie widać fety, dodałem później, a że zupka pięknie pachniała nie traciłem czasu na kolejne zdjęcia...
Smacznego!!!

środa, 16 stycznia 2019

Kebab

   Dziś na talerzu kebab. A w zasadzie wyrób kebabopodobny. Jako, że potrawa ma swój rodowód w Turcji prawdziwy kebab powinien być z baraniny. Niestety u nas jest to mało popularne mięso. Jak w mięsym zapytałem o baraninę to pani mi odpowiedziała, że tylko na zamówienie, a cena to ok 70 zł za kilogram... 😲 Podziękowałem... I kupiłem filet z indyka, więc będzie turkey-kebab (śmiesznie mi to wyszło turkey, bo miałem na myśli indora...). Popularny döner-kebab oznacza "obracające się pieczone mięso". Można by upiec je na rożnie w piekarniku, ale obawiam się, że byłby problem z "trzymaniem się" mięsa. Dlatego upiekłem w pozycji na baczność, a obracanie zastąpiłem termoobiegiem. A więc do roboty.

Składniki:
  • 1 kg fileta z indyka
  • 1 wielka cebula (moja ważyła 0,42 kg)
  • 3/4 łyżeczki soli
  • 3 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 2 łyżeczki wędzonej słodkiej papryki
  • 2 łyżeczki oregano
  • 2 łyżeczki tymianku
  • 1 łyżeczka kuminu (kminu rzymskiego, nie mylić z kminkiem)
  • olej
 Oregano, tymianek i kumin wrzucamy do moździerza i ucieramy. Dodajemy resztę przypraw (poza olejem) i dokładnie mieszamy. Indora myjemy, osuszamy i kroimy w plastry grubości ok. 1,5 cm. Następnie lekko rozbijamy i smarujemy olejem. Cebulę obieramy i kroimy w poprzek na pół. Kładziemy ją płaską stroną na blacie i wbijamy 3 patyczki do szaszłyków, ostrą stroną do góry. Teraz bierzemy kawałek fileta, obsypujemy mieszanką przypraw i nadziewamy na patyczki. I tak robimy z pozostałym mięsem, tworząc coś w rodzaju góry mięsa, przypomina to nawet trochę "prawdziwy" kebab. na wierzch nabijamy drugą połówkę cebuli. 


   Trochę mi to krzywo wyszło, ale co mi tam, strzelać z tego nie będę. Wstawiamy do lodówki na kilka godzin. Na ok. godzinę przed pieczeniem wyjmujemy z lodówki, żeby mięso się ogrzało. Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. Z folii aluminiowej  robimy czapeczkę i przykrywamy nią cebulę (nie będzie się nam przypalać). Wstawiamy do piekarnika. Po 10 minutach zmniejszamy temperaturę do 170 stopni i pieczemy ok. 1-1,5 godziny. Wszystko zależy jak uformujemy tę górę mięcha. 


  Jak już nam się upiecze wyjmujemy i odstawiamy na jakieś 15 minut, aby mięso odpoczęło. Jeszcze ciepłe kroimy w cienkie paski.


  Jakby to powiedział imć Zagłoba: porcja mięsiwa jest słuszna... Nam starczyło na dwa obiady, a i na kanapki jeszcze też było. Oczywiście trzeba dodać jakiś sos, no i trochę zielska... Ale to już wedle upodobań.


Smacznego!!!

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Onigiri


  Onigiri to taka japońska kanapka. A skoro japońska to wiadomo, że z ryżu. I z dodatkiem zielska, morskiego zresztą. Krótko mówiąc: jest ryż zawinięty w nori (suszone glony morskie) i nadziany... No właśnie czym? W zasadzie to tym na co mamy ochotę. Japończycy preferują owoce morza, ale można wsadzić tam i naszego kotleta mielonego. Na zdjęciu jest onigiri z surimi, smażonym jajkiem i świeżym ogórkiem. Smaczny jest też tuńczyk z majonezem. Do tego jakiś ostry sos, można maczać kanapki, a jeśli robimy na wynos to dać do środka.

Składniki:
  • 200 g ryżu (suchego, najlepiej do sushi)
  • nori (suszone wodorosty)
  • ocet (najlepiej ryżowy, jak nie mamy to jabłkowy)
  • cukier
  • sól
  • dodatki do środka

    Ryż gotujemy w lekko osolonej wodzie. W tym czasie do rondelka wlewamy 4 łyżki octu, dodajemy 2 łyżki cukru (brązowego) i łyżeczkę soli. Lekko podgrzewamy i mieszamy aż cukier się rozpuści. Wyciągamy ugotowany ryż z wody (o ile gotowaliśmy w torebkach, ja najczęściej gotuje sypki). Wysypujemy do miski, wlewamy octową zaprawę i dokładnie mieszamy. Teraz musimy poczekać aż ryż lekko przestygnie. Na blacie kładziemy folię spożywczą, troszkę większą niż arkusz nori. Na to kładziemy wodorosty, na ich środek wykładamy płaską warstwę ryżu, tak o 1 cm. Brzegi zostawiamy wolne, ponieważ nori będziemy zawijać. Na ryż kładziemy to na co mamy ochotę: rybę, kimchi, jajko smażone lub gotowane, zieleninę. Oczywiście możemy położyć kilka rzeczy. Następnie kolejna warstwa ryżu i zawijamy nori, tworząc coś w rodzaju koperty, rogami do środka. Owijamy folią spożywczą, aby onigiri się ładnie ukształtowało i "utrwaliło". Aha, możemy jeszcze dodać do środka jakiś ostry sos. Po jakiś 5 minutach przecinamy kanapkę na skos tworząc dwie trójkątna. Odwijamy z foli i możemy wcinać.


 Smacznego!!!

piątek, 11 stycznia 2019

Babka ziemniaczana

    Pewien zaprzyjaźniony Skrzat namówił mnie na zrobienie babki ziemniaczanej. Pomyślałem: czemu nie, to tylko taki przerośnięty placek... No fakt, nie smaży się jej tylko piecze. To nawet lepiej, mniej roboty, bo przy smażeniu placków trzeba się nastać przy patelni. Potrawa ponoć wywodzi swój rodowód z Białorusi. Na Mazurach mówią na nią kartoflak. I pod tą nazwą tam się na nią natknąłem. Serwowany był jak dodatek do pieczonego udka kaczego. O wielkości porcji nie wspomnę... Ale jak mawia mój kolega: "im więcej gwiazdek ma hotel tym mniej na talerzu..." No, ale ponoć do eleganckiej restauracji nie przychodzi się najeść tylko celebrować jedzenie.. A nie można by tak jedno i drugie? Ale wracajmy do kuchni i pyrczoka (taką nazwę też spotkałem).


Składniki:
  • 1 kg ziemniaków
  • kawałek wędzonego boczku
  • 1 cebula
  • 1 jajko
  • mąka ziemniaczna
  • mąka pszenna
  • sól, pieprz

   Boczek i cebulę kroimy w kosteczkę i przesmażamy na patelni. Ziemniaki obieramy i ścieramy na tarce tak jak na placki. Hahaha, jak ktoś chce to niech się męczy. Ja jako człowiek leniwy przepuszczam pyry przez malakser. Niestety z przyzwyczajenia starłem także cebulę. A szkoda, przesmażona byłaby bardziej aromatyczna. no nic, następnym razem się poprawię. Mam nadzieję. Starte ziemniaki lekko odciskamy. Dodajemy boczek przesmażony z cebulą, 3 łyżki mąki ziemniaczanej, 3 łyżki mąki pszennej, solimy, pieprzymy. Dokładnie mieszamy. Podaję ilości mąki to tak orientacyjnie, wszystko zależy od pyrów, no i jak mocno je odciśniemy. Wykładam keksówkę papierem do pieczenia i wlewamy masę ziemniaczaną. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika (180 stopni) i pieczemy ok. półtorej godziny. Podawać możemy jako dodatek do mięsa, albo samodzielne danie. Wtedy polewamy śmietaną albo (jak widać na foto) z maślanką.

Smacznego!!!

sobota, 5 stycznia 2019

Zapiekanka z pora


   W zasadzie to jest zapiekanka z porem, ale to on determinuje smak więc nich będzie, że z pora. Zawsze mam problem: czy to jest por, czy pora... Chyba jednak por... Bo pora to na Telesfora. Starsi wiedzą o czym mówię, a młodsi niech zapytają wujka Google.  Na pewno nie napiszę że jest to zapiekanka z porów, bo jeszcze ktoś pomyśli, że zużyłem stare gacie... No dobra wracamy do kuchni. Troszkę roboty z tą zapiekanką jest, bo każdy składnik wymaga obróbki, ale od czasu do czasu można się poświęcić. Ilości i stosunek poszczególnych składników należy dobrać w zależności od własnych preferencji i wielkości naczynia żaroodpornego. No i od apetytu. Własnego i domowników... 

Składniki:
  • makaron świderki
  • 2-3 pory (jasne części)
  • kiełbasa
  • starty żółty ser
  • cebula
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia
  • masło lub smalec do posmarowania naczynia

   Zaczynamy od końca, a mianowicie od wysmarowania naczynia. Nie lubię tego robić, więc będzie już z głowy. Jak umyjemy łapkę (albo damy psu do wylizania 😉) wstawiamy dwa gary wody. Jak się zagotują lekko solimy. Do jednego wrzucamy makaron i gotujemy go zgodnie z tym do mówi opakowanie. Ma być lekko niedogotowany czyli al dente.  Odcedzamy.
  Tak mi się przypomniało: 
          Mąż wraca do domu a żona mówi: kochanie, obiadu jeszcze nie ma. Chciałam zrobić spaghetti, byłam w pięciu sklepach i nigdzie nie było makaronu al dente...
  Wracamy do garów. Pora obieramy, myjemy, kroimy w półtalarki i wrzucamy do wrzątku na 3 minuty, odcedzamy. Rozgrzewamy olej na patelni. Kiełbasę kroimy również w półtalarki, a cebulę w kostkę (oczywiście obraną). Jedno i drugie wrzucamy na patelnię i podsmażamy. Teraz wszystkie składniki wrzucamy do miski. Pieprzymy, solimy. Z solą ostrożnie bo kiełbasa przeważnie jest dość słona, ser też. Mieszamy, dodajemy żółty ser, trochę zostawiamy do posypania. Mieszamy ponownie i przekładamy do naczynia żaroodpornego. Wyrównujemy w miarę możliwości i posypujemy resztą żółtego sera. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (góra-dół bez termoobiegu). Zapiekamy jakieś 20 minut. I to by było na tyle.




Smacznego!!!
P.S.: na drugim zdjęciu w tle widać parówkę w cieście francuskim, już tylko jedna ocalała... Przepis jest gdzieś na blogu.