poniedziałek, 11 listopada 2019

Kurczak pocztowy

    Dziś na obiad kurczak pocztowy. No bo skoro jest gołąb pocztowy to dlaczego nie może być kurczak pocztowy? W końcu to ptak i to ptak... I na dokładkę jednego i drugiego możemy wrzucić do gara. Nie, nie będziemy robić konkurencji SMS-om, messengerom i innym współczesnym komunikatorom. Tym bardziej, że wykorzystamy kurczaka w mało mobilnej postaci, a mianowicie w postaci fileta. Więc dlaczego kurczak pocztowy? Ponieważ zapakujemy go do koperty. Papierowej zresztą. Potrawa jest smaczna i dietetyczna, co ładnie wpisuje się obecne trendy... I na dokładkę jest prosta jak konstrukcja cepa. No to do dzieła.

Składniki:
  • filet z kurczęcia
  • ulubione zioła, ja wziąłem prowansalskie i mieszankę do gyrosa
  • sos sojowy
  • oliwa
    Ilość porcji należy dostosować do ilości głodomorów. Ja opiszę jak zrobić pojedynczą porcję. Pojedynczy filet z piersi kurczaka myjemy, osuszamy i kładziemy na desce do krojenia. Następnie kroimy ją poziomo na pół. Spory kawałek papieru do pieczenia kładziemy na stole. Na nim układamy jeden kawałek piersi i posypujemy ziołami. Ja jedną część potraktowałem prowansalskimi, a drugą mieszanką do gyrosa. Teraz skrapiamy fileta sosem sojowym i oliwą. Oczywiście każdy kawałek mięsa kładziemy na osobnym papierze. Teraz zwijamy wzdłuż, a następnie zawijamy kilkakrotnie boki, tworząc coś w rodzaju koperty. Znaczków nie naklejamy... Odkładamy na jakieś pół godziny. Po tym czasie wyciągamy garnek do gotowania na parze lub parowar. Jak ktoś nie ma to można wziąć największy posiadany gar nalać troszkę wody, wstawić jakąś miseczkę, a na to płaski talerz. Jak już nam się woda zagotuje to wysyłamy listy, tj. wkładamy nasze koperty z kurczakiem do środka. Gotujemy 20 minut, przy większej ilości trzeba troszkę gotowanie przedłużyć. I to by było na tyle. Aha, na talerz kładziemy bez papieru.😀 Podajemy z ziemniaczkami, ryżem, jak kto woli.

    Tak wyglądają koperty z kurczakiem. Te akurat już po wyjęciu z parowara. Jak widzicie znaczków pocztowych nie potrzeba...


A tak kurczak pocztowy na talerzu ziemniaczkami i sosem tzatziki.



Smacznego!!!

niedziela, 29 września 2019

Chaczapuri

   Niedaleko mnie niedawno otwarto piekarnię gruzińską. Oczywiście musiałem tam zajrzeć i podpatrzyłem coś takiego:


    A mianowicie chaczapuri. Niektórzy nazywają to gruzińską pizzą. Ciasto jest podobne, trochę inny kształt. No i to co na wierzchu też jest inne. W oryginalnej wersji jest to ser sulguni. Jest to rodzaj białego sera, produkowany z mleka bawolic. Jako, że u mnie w okolicy jest posucha na bawolice, wykorzystałem to co miałem: żółty ser, fetę i mozzarellę. W tej piekarni jest też chaczpuri z mięsem. Postanowiłem zrobić tylko z serami. I jajkiem, czyli trochę bliżej oryginału. Z tej porcji ciasta zrobiłem trzy sztuki, ale proponuję zrobić cztery, te były dość galante... Przepis jest tak jak robiłem, czyli piszę o trzech sztukach.

Składniki:
  • 400 g mąki pszennej
  • 110 ml mleka
  • 160 ml wody
  • 1 opakowanie drożdży instant
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 2 łyżki oleju
  • starty żółty ser
  • feta
  • mozzarella
  • 4 jajka
  • szczypiorek
    Do miski wsypujemy przesianą mąkę, drożdże, sól, cukier. Mieszamy, dodajemy jedno jajko, wlewamy wodę, mleko, olej i wyrabiamy ciasto. Powinno być dość luźne. Odstawiamy na jakąś godzinkę, aby wyrosło. Następnie dzielimy na trzy części. Każdą część rozwałkowujemy, zawijamy brzegi tworząc coś w rodzaju łódeczek. Ważne, żeby dobrze skleić dziób i rufę, bo inaczej może nam później uciec jajko. Do środka łódeczek wsypujemy pomieszane sery i odstawiamy na pół godziny do wyrośnięcia. Smarujemy brzegi białkiem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy ok. 20 minut. Jak zaczynają się rumienić wyjmujemy i do każdej łódeczki wybijamy całe jajko. Wstawiamy z powrotem do piekarnika żeby jajeczko się ścięło. Po upieczeniu posypujemy szczypiorkiem. Możemy podać z jakimś sosem, np. z ketchupem, czosnkowym, co kto lubi.

Smacznego!!!

wtorek, 3 września 2019

Aloo gobi

   Wczoraj był kawał mięcha, to dziś dla odmiany będzie bezmięsnie.   Miłośnicy pokrzyw niech też coś mają... Co prawda pokrzywy w tym daniu nie ma, ale co tam. Jak można się domyśleć po nazwie, a także, że jest bez mięsa, potrawa pochodzi z Indii.

Składniki:
  • 3-4 ziemniaki
  • 3-4 pomidory
  • pół kalafiora
  • zielony groszek, z puszki albo mrożony
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • kawałek imbiru
  • kolendra mielona
  • garam masala
  • kurkuma
  • chili
  • sól
   Pomidory myjemy, wykrawamy szypułki i wrzucamy do miksera. Dodajemy obrany czosnek i cebulę. Jak ktoś ma to może dodać kawałek świeżej kurkumy. Nie miałem, więc później dodałem mieloną. Wszystko miksujemy. Ziemniaki obieramy i kroimy w dość dużą kostkę. Kalafiora dzielimy na różyczki, jak są duże to kroimy na mniejsze kawałki. W garnku rozgrzewamy olej i wrzucamy pyry. Smażymy kila minut i dodajemy kalafiora. Jak ziemniaki się lekko zrumienią dodajemy chili ok. 1/2 łyżeczki, 1 łyżeczkę kurkumy, 1/3 łyżeczki kolendry. Wlewamy troszkę wody i dusimy jakieś 10 minut. Wlewamy zmiksowane pomidory, dodajemy 1 łyżeczkę garam masala. Mieszamy, dodajemy groszek, miałem troszkę groszku cukrowego, więc też dorzuciłem. Solimy i gotujemy jakieś 10 minut, sos ma się zredukować. To mają być warzywa oklejone sosem, a nie zupa... I możemy podawać.



Smacznego!!!

poniedziałek, 2 września 2019

Chashu

  Dziś chashu (ponoć wymawia się to: ciasiu). Nazwa trochę myląca, mnie skojarzyło to się z ciastkiem... Nic bardziej mylnego, to solidny kawał mięcha. Wegetarianie lepiej niech tego nie czytają, tylko od razu pójdą po pokrzywy... A'propos zielska: nie pamiętam, czy pisałem, ale dziwię się wegetarianom, że nie jedzą wołowiny? Przecież krowa je trawę i produkuje wołowinę... A więc wołowina jest z trawy, czyli wege... No dobra wracamy do chashu. Jest to potrawa uniwersalna, można jeść na ciepło i na zimno. Na obiad czy na kolację, z chlebkiem, z ryżem, kaszą. Można dorobić jakiś sos, można dodać do ramenu. Zależy na co mamy ochotę. Dość gadania, do roboty...

Składniki:
  • 1,5 kg boczku surowego (takiego całkiem surowego, niewędzonego)
  • świeży imbir, tak z 8 cm
  • 1/2 szklanki cukru
  • 3/4 szklanki sosu sojowego
  • 1 szklanka wina wytrawnego czerwonego
  • 50 ml wódki
  • 1/2 główki czosnku
  • cebula
  • kawałek papryczki chili
   Z boczku usuwamy kości, chrząstki, skórę. Zwijamy w rulon i obwiązujemy sznurkiem. Wkładamy do gara. Wlewamy wino i wódkę, w oryginale jest sake i mirin, nie posiadałem, więc zastąpiłem miejscowymi produktami. Dodajemy zmiażdżony czosnek i podobnie potraktowany imbir. Wrzucamy cebulę i wlewamy sos sojowy, dodajemy papryczkę, miałem suszoną, więc naprawdę tylko kawałeczek... Dolewam wody, nasza rolada musi być zanurzona tak mniej więcej 3/4. Stawiamy na ogniu i gotujemy na małym ogniu, tak ok. dwie, dwie i pół godziny. Zależy jaka świnia nam się trafi. W razie potrzeby dolewamy wody. No i obracamy co jakiś czas, coby równo miękła. I w zasadzie to by było na tyle. Dalej to już jak kto chce, czy na obiad, czy do chleba.
  Aha, jak już było miękkie przełorzyłem chashu na blachę i  wsadziłem na kilka minut do gorącego piekarnika, żeby skórka się opiekła, ładniej wygląda i ma fajną chrupiącą skórkę.



Smacznego!!!

P.S. Jadłem to również przesmażone na patelni. Pychota....

wtorek, 27 sierpnia 2019

Piwo

   Dziś w zasadzie przepisu nie będzie... Chcę się tylko pochwalić, że powróciłem do dawnego hobby, a mianowicie do warzenia piwa. W sensie dosłownym, nie w przenośni... A oto dowód:


    Jak widać na załączonym obrazku jest to piwo żytnie. Nie pamiętam kiedy piłem poprzednio piwo ze słodu żytniego, dlatego zdecydowałem się na zrobienie właśnie takiego. W zasadzie to mogę podać przepis na piwo.
  Bierzemy ześrutowany słód, wrzucamy do gorącej wody. Przeprowadzamy zacieranie, następnie wysładzanie, nachmielanie. Następnie schładzamy, dodajemy drożdże i czekamy aż nastąpi fermentacja. Najpierw burzliwa, później spokojna. Dodajemy trochę glukozy (aby drożdże miały co jeść) i rozlewamy do butelek. I tu jest najgorszy punkt programu: mycie 45-ciu butelek...  Drożdże są tak miłe, że przerobią nam glukozę na dwutlenek węgla i nagazują nam nasze piwo. Po nalaniu do butelek piwo od razu kapslujemy. I teraz ćwiczymy silną wolę: trzeba co najmniej miesiąc czekać aby piwo nam dojrzało...
   I to było chyba wszystko... Prawda, że łatwizna? 
   Nie będę sadystą, nie powiem: smacznego!!!
   Bo piwo wyszło całkiem, całkiem...

czwartek, 15 sierpnia 2019

Chleb

   Dziś przepis na chleb z... kaszy. I to gryczanej... Co prawda nieprażonej, ale jednak z kaszy. Roboty nie ma dużo, ale trzeba zaplanować wcześniej pieczenie, ponieważ kasza musi fermentować 24 godziny. Nie, procentów z tego nie będzie, zresztą i tak by odparowały podczas pieczenia. No to do dzieła.

Składniki:
  • 2 szklanki kaszy gryczanej jasnej
  • 2 łyżeczki soli
  • ziarno słonecznika, łuskane
   Jak widać składników też niewiele. A i przepis prościzna, nie może się nie udać. Kaszę wysypujemy na sitko i dokładnie płuczemy.  Wrzucamy do słoika i zalewamy dwiema szklankami zimnej wody. Jak ktoś ma to może dodać łyżkę wody z zakwasu, szybciej się to "bujnie". Zakrywamy słoik ścierką, albo zakręcamy, ale nie za mocno, będzie bąblowało...  Odstawiały na 24 godziny od czasu do czasu mieszając łyżką do dna. Po tym czasie dodajemy sól i blendujemy, ale nie za dokładnie, mają pozostać kawałki kaszy. Dokładamy słonecznik albo inne ziarnka, mieszamy. Keksówkę wykładamy papierem do pieczenia i wlewamy naszą kaszę. Wstawimy do gorącego piekarnika (200 stopni) i pieczemy około godziny. I to by było wszystko. Prawda, że prościzna? Co do smaku zdania są podzielone: jednym smakuje, innym nie bardzo... Mnie smakuje, można od czasu do czasu upiec.




Smacznego!!!

wtorek, 23 lipca 2019

Paella

   Niedawno miałem mały spęd rodzinny i postanowiłem zrobić paelle. I to na bogato, a więc były owoce morza i chyba najdroższa przyprawa świata czyli szafran. Jeśli mam być szczery to szafran mnie troszkę rozczarował: jest przereklamowany... I pieruńsko u nas drogi, w sklepie 8 zł za w zasadzie szczyptę... Parę dni temu siostra przywiozła mi z Bułgarii solidną garść. I nie było to powalająco drogie... 

Składniki:
  • 400 g ryży
  • 3 udka kurczęcie
  • 1 cebula
  • 1 papryka
  • owoce morza 
  • szafran
  • wywar rybny
  • 2-3 ząbki czosnku
  • olej
  • sól pieprz
 Udka trybujemy, kości i skórę odkładamy, będziemy mieli do ugotowania zupy, albo wywaru. Kroimy je na mniejsze kawałki (mięso, nie kości). Na dużej patelni rozgrzewamy olej. Wrzucamy mięso i smażymy na rumiano. Dodajemy cebulę pokrojoną w kosteczkę i czosnek pokrojony w plastry. Ryż wsypujemy do szklanki, a następnie do miseczki, musimy wiedzieć ile szklanek go jest, aby dolać później odpowiednią ilość wywaru. W zasadzie to powinien być specjalny ryż do paelli, ale nie posiadam takiego, to wziąłem ryż okrągły. Jak nam się cebulka zeszkli wrzucamy szafran, solimy, pieprzymy, troszkę przesadnie, ponieważ ryż troszkę wciągnie przyprawy. Wsypujemy ryż, smażymy chwilkę mieszając. Wlewamy wywar rybny, dwa razy tle co ryżu. Jak nie mamy rybnego, może być mięsny. Ja zostawiłem sobie łeb i kręgosłup z filetowania pstrąga i na tym zrobiłem wywar. I to jest ostatnia chwila, żeby spróbować i ewentualnie doprawić. Później paelli już nie wolno mieszać. Zapomniałem o papryce. Myjemy, kroimy i wrzucamy przed ryżem. Wszystko mieszamy i przykrywamy. Jak się zagotuje zmniejszamy ogień i gotujemy 10 minut. Owoce morza miałem w postaci mrożonej mieszanki: kawałki kalmarów, krewetki, ośmiorniczki, mule. Płuczemy to pod zimną wodę i rozsypujemy na całej paelli. Gotujemy jeszcze 5 minut i możemy podawać. Podajemy w tym samym naczyniu co gotowaliśmy. Przed samym podaniem możemy skropić sokiem z limonki, oliwą i posypać jakąś zieleniną.





Smacznego!!!


    A tu wcześniejsza, skromniejsza wersja: z kurczakiem i chorizo. A zamiast szafranu kurkuma. Też dobre.



czwartek, 20 czerwca 2019

Korean egg bread

  Dziś przepis na przegryzkę. Choć nic nie stoi na przeszkodzie aby zrobić z tego śniadanie w domu czy w pracy. Można zapakować dziecku do  szkoły. Albo skonsumować na kolację. Korean egg bread - nieźle brzmi, no nie? W sumie to trochę nietypowa muffinka. I nie na słodko, ale skoro już robiłem mięsne muffiny... Ponoć jest to  bardzo popularny w Korei fast-food, pieczony i sprzedawany na ulicy. Nie wiem, nie byłem niestety jeszcze tam.. A szkoda. Składniki są przewidziane na 6 ciastek, hmm... raczej chyba bułeczek... Piekłem je w foremkach o średnicy 8 cm, a więc ciut większych niż typowe muffinki.

Składniki:
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 3/4 szklanki mleka
  • 7 jajek
  • 2 łyżki octu winnego
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 łyżki masła plus do smarowania foremek
  • 1/2 łyżeczki soli
  • natka pietruszki
  • starty żółty ser
  Przepis jest prosty. I dość szybki. Chyba dłużej się piecze niż robi...  Zaczniemy od roztopienia masła. Ja jako człowiek leniwy robię to w mikrofali. Wstawiam na 20 sekund na niskiej mocy. Następny krok jest dość nietypowy. Mianowicie zrobić musimy serek. A więc do 3/4 szklanki mleka wlewamy dwie łyżki octu winnego i mieszamy. Po chwili zetnie się nam serek, odstawiamy go na chwilę na bok. Do miski wsypujemy mąkę, sodę, proszek do pieczenia i sól. Mieszamy wszystko rózgą. Ciasto będzie rzadkie więc ta rózga nam się jeszcze przyda. Wbijamy jedno jajko, wlewamy roztopione , ale nie gorące, masło. Dodajemy nasz serek wraz serwatką (czyli całą zawartość szklanki). Dokładnie mieszamy aby nie było grudek. Foremki dokładnie smarujemy masłem i wlewamy po jakieś półtorej łyżki ciasta. Następnie do każdej foremki wybijamy jajko. Na jajka rozlewamy równomiernie resztę ciasta. Odrosty pietruszki myjemy i kroimy średniodrobno. Do każdej foremki wsypujemy troszkę zieleniny. Jak ktoś nie lubi może nie dodawać. Albo użyć innej np. kolendry, bazylii itp. Całość posypujemy jeszcze żółtym serem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy ok 25-30 minut, aż ładnie się zarumienią. 



Tradycyjne smacznego!!!

P.S. Właśnie doczytałem, że po koreańsku nazywa się to gyeran-bbang. Kurczę, szkoda, że nie wcześniej... Ale byłby bajerancki tytuł posta... 😉

niedziela, 16 czerwca 2019

Chłopska patelnia

    W sklepach jest do nabycia fix Chłopski garnek. Dziś będzie przepis na chłopską patelnię. I nie z fixa. A więc zapewne zdrowszy. A wiecie, że jako antyzbrylacza w takich zastawach przypraw używają piasku?! Sprawdźcie sobie na opakowaniu skład, jak będzie tlenek krzemu to właśnie to jest piasek, SiO2. Ja nie kaczor, żeby mi piasku do karmy dosypywać. Z tego co pamiętam z lat wczesnodziecięcych to chyba kaczkom dosypywało się piasku do karmy, aby lepiej trawiły. Zmieńmy lepiej temat na przyjemniejszy, a mam nadzieję, że i smaczniejszy... Porcja jaką podaję jest dla 3 średnio żarłocznych osób. Choć sam opracowałem porcję z 3 jajek, ale to był mój obiad. Na śniadanie czy kolację myślę, że 3 osobniki się najedzą. Dla większej ilości, trzeba mieć ciut większą patelnię. I zwiększyć ilość składników. A skoro o składnikach mowa...

Składniki:
  • 3 średnie ziemniaki
  • kawałek wędzonego boczku
  • 1 średnia cebula
  • 5 jajek
  • szczypior
  • sól, pieprz
  • smalec lub olej do smażenia
   W garnku zagotowujemy osoloną wodę. W tym czasie ziemniaki obieramy, myjemy i kroimy w plastry grubości ok. 1 cm. Wrzucamy do wrzątku. Teraz boczek kroimy w niewielką kostkę. Cebulę obieramy i również kroimy w kostkę, a szczypiorek dość drobno. Po 8 minutach ziemniaki odlewamy i chwilkę odparowujemy. Na patelni rozgrzewamy smalec. Jak jest gorący układamy ziemniaki, tak by były przerwy pomiędzy nimi. Po ok. 5 minutach obracamy je i pomiędzy wrzucamy boczek. Smażymy kolejne 5 minut. Trzeba jakoś ten boczek od czasu do czasu przemieszać. Teraz wrzucamy cebulę, pieprzy i solimy. Z solą ostrożnie, boczek przeważnie jest dość słony. Do kubka lub miseczki wybijamy jajka i szczypior. Solimy, pieprzymy i dość dokładnie bełtany. Jak cebulka nam się zeszkli wlewamy jajka dość równomiernie do patelni. Zmniejszamy ogień i przykrywamy. Smażymy do momentu aż jajka na wierzchu się zetną.Czasem trzeba porobić łopatką dziury w "oczkach" surowego jajka aby się równomiernie ścinało. Ja podaję to na patelni, każdy sobie nałoży ile chce.
 
 
 
Smacznego!!!

sobota, 15 czerwca 2019

Zupa z wołowiny i rzodkwi

    Miałem napisać w tytule zupa wołowo-rzodkwiowa, ale mam wątpliwości czy tak powinien brzmieć przymiotnik od słowa: rzodkiew. Chodzi oczywiście o białą rzodkiew, tę długą, a nie o poczciwe czerwone rzodkiewki. Ani o rzepę, czyli czarną rzodkiew. Ale nam się naplęgło tych rzodkiewek... Zupa jest oparta na motywach zupy koreańskiej. Ponoć ich odmiana rzodkwi jest troszkę inna, ale trudno, nie posiadam. Zresztą nie miałem okazji zdegustować. Ale co kraj to obyczaj więc zrobimy z naszej. 

Składniki:
  • 30 dkg ładnej wołowiny
  • 1 duża rzodkiew
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 4 grzyby shitake
  • sos sojowy
  • olej sezamowy
  • olej do smażenia
  • kawałek papryczki chili
Do podania: 
  • posiekany szczypior
  • ugotowany biały ryż
    Jeżeli mamy suszone grzybki shitake (a takie miałem) zaczynamy od pokrojenia ich i zalania w miseczce letnią wodą. Odstawiamy na jakieś 2 godziny. Po tym czasie wołowinę myjemy i kroimy w cienkie (im cieńsze tym lepiej) plastry. Cebulę obieramy i kroimy w kosteczkę. Czosnek jak ktoś chce może przecisnąć przez praskę, albo pokroić, wedle upodobania. Ja tylko miażdżę, nawet nie obieram ze skórki: tam jest masa aromatu, a w zupie i tak się rozgotuje. Rzodkiew skrobiemy i kroimy w dość dużą kostkę. Do gara wlewamy troszkę oleju rzepakowego, rozgrzewamy i wrzucamy mięso. Można przesmażyć na patelni, szczególnie jak nam wyjdzie sporo tych plastrów i trzeba zrobić to na dwa razy. Bo jak wrzucimy od razu to mięso będzie się gotować a nie smażyć. Jak nam mięsko się podsmaży dodajemy cebulę i czosnek. Szklimy. Wrzucamy grzybki shitake i wlewamy wodę w której się moczyły. Dolewamy ok. 1 litra wody. Dodajemy 3-4 łyżki sosu sojowego i 2-3 łyżeczki oleju sezamowego. Dodajemy kawałeczek papryczki chili. ja miałem suszoną, dodałem jakieś 8 mm, wystarczyło... Mieszamy, przykrywamy pokrywką i gotujemy, aż wołowina będzie miękka, czyli jakieś 45-60 minut. Zależy jaką krowę trafimy i jak grubo pokroiliśmy mięso. Próbujemy i ewentualnie doprawiamy. Podajemy z białym ryżem i posypane pokrojonym szczypiorem. Jak ktoś woli może użyć kolendry. 



Smacznego!!!

niedziela, 9 czerwca 2019

Smalec wegetariański

   Będąc na wycieczce na Mazurach trafiłem do pewnej gospody. A może to nawet karczma była? W każdym bądź razie mieściła się na terenie skansenu. Jedną z atrakcji w menu był chleb ze smalcem wegetariańskim. Myślę sobie co to za wynalazek?? Co to za oksymoron?? Smalec?? Wegetariański?? Toż to brzmi jak: kwadratura koła... albo wojskowa misja pokojowa... Ale skoro inni to jedli i przeżyli (Sanepid jakoś nie zamknął tej karczmy) to i mnie chyba nic nie będzie... Nabyłem zdegustowałem i zdziwko mnie chapnęło... Toż to smakuje prawie jak smalec... Wiem, wiem: "prawie" czyni różnicę. Ale tym razem to była mała różnica. Oczywiście po powrocie do domu musiałem spróbować zrobić ten "smalec". Pogrzebałem w necie i okazało się, że robi się go... z fasoli konserwowej. Zrobiłem i zyskał aprobatę domowników. I nawet gości... A jeśli jest do tego jeszcze ogórek małosolny... Kurcze, pociekło mi na klawiaturę... Ostatnio ten smalec jest jeszcze lepszy, ponieważ zaprzyjaźniony Skrzat doradził mi jak zrobić do niego skwarki. Też wegetariańskie. No to do dzieła...

Składniki:
  • 1 puszka fasoli konserwowej
  • 1 cebula
  • olej
  • 1/2 szklanki ugotowanej kaszy gryczanej palonej
  • majeranek
  • 1/2 łyżeczki papryki wędzonej
  • sól, pieprz
    Zaczniemy od zrobienia skwarek: do miseczki wsypujemy ugotowaną kaszę, dodajemy łyżkę oleju i paprykę wędzoną. Mieszamy i wysypujemy na blachę wyłożoną pergaminem. Rozgarniamy tak, żeby ziarnka były w jednej warstwie. Wkładamy do nagrzanego piekarnika (180 stopni) na jakieś 10-12 minut. Jak zrobią się chrupiące wyjmujemy i studzimy. Cebulę obieramy, kroimy w kosteczkę i na wolnym ogniu zrumieniamy. W międzyczasie solimy i lekko pieprzymy ją. Studzimy. Fasolę odsączamy i wrzucamy do miseczki, blendujemy na gładką masę. Dodajemy zrumienioną cebulkę, kaszę, majeranek. Solimy troszkę. Wszystko mieszamy dodając olej. Ile? Rzecz gustu i smaku, trzeba spróbować. Jak już nam smakuje, wstawiamy do lodówki aby się schłodziło. No i mamy gotowego tego dziwoląga tj. smalec wegetariański.


Smacznego!!!

sobota, 8 czerwca 2019

Zupa koperkowa

    Pora roku obfituje w młodą zieleninę, a więc trzeba korzystać i naładować witaminowe akumulatory. Co prawda przygoda z niejedzeniem mięsa skończyła się dość dość dawno, ale nadal lubię zieleninę. Długie uszy i zęby już mi nie grożą... A, że koperek wyrósł obficie to trzeba coś z tym zrobić. Trochę mrożę, ale i tak trzeba go przerwać, no to postanowiłem zrobić zupę.

Składniki:
  • pęczek młodego koperku
  • 2-3 ziemniaki
  • 2-3 marchewki
  • 1 pietruszka
  • wywar, może być mięsny, może być warzywny, jak kto woli
  • śmietana
  • sól, pieprz
  • gałka muszkatołowa
  • kminek mielony
  • olej
  • masło
  • tajny składnik
  Gotujemy wywar, jak pisałem: jaki kto chce (ja miałem ze skrzydełek kurczęcich). Marchewkę i pietruszkę skrobiemy i kroimy sporą kostkę. Ziemniaki obieramy i kroimy w taką samą kostkę. Do gara wlewamy trochę oleju, dodajemy masło. Jak się rozgrzeje wrzucamy marchewkę i pietruszkę. Smażymy jakieś 5 minut mieszając. Wrzucamy pyrki i smażymy kolejne 5 minut. Oczywiście mieszamy od czasu do czasu. W tym czasie koperek dość drobno kroimy, razem z łodygami. Ale bez korzeni.😜 Do gara dodajemy startą gałkę muszkatołową i szczyptę mielonego kminku. Dodajemy również mielony pieprz. Chwilkę smażymy i zalewamy bulionem. Gotujemy do miękkości warzyw i  dodajemy tajny składnik. Kto zgadnie jaki? A mianowicie kwas z kiszonej kapusty, ale tak z wyczuciem. Należy go traktować jako przyprawę, żeby nie zdominował smaku, bo to nie kapuśniak. Gotujemy ze 3 minuty degustujemy i ewentualnie doprawiamy. Wrzucamy koperek, gotujemy jeszcze z minutę i zdejmujemy z kuchni. Jak zupka przestanie wrzeć dodajemy zahartowaną śmietanę. I to by było na tyle...



Smacznego!!!

poniedziałek, 20 maja 2019

Chlebek naan

   Dziś również krótki i dość prosty przepis. W zasadzie jest to dodatek do potraw, w szczególności indyjskich typu curry. Ale również można podać w nim kebab, jak i poskubać sam. Ja podałem go dziś z naszym, polskim tradycyjnym gulaszem. Z tej porcji wychodzi 8 dość dużych chlebków, na blasze do piekarnika mieściły się dwa. Można również "upiec" go na suchej patelni, trzeba wtedy dodać jeszcze troszkę proszku do pieczenia. Ale myślę, że z piekarnika jest smaczniejszy. Można zrobić go również jako chlebek smakowy dodając np. roztarty ząbek czosnku, zioła prowansalskie itp. Ogranicza nas tylko wyobraźnia... I to co lubimy...

Składniki:
  • 1/2 kg mąki pszennej
  • 1 opakowanie drożdży instant
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 3/4 szklanki maślanki
  • ok. 3/4 szklanki wody
  • 2-3 łyżki oliwy lub oleju
  • troszkę roztopionego masła
    Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy drożdże, sól i cukier. Możemy użyć świeżych drożdży (ok. 25 g) wtedy musimy je rozetrzeć z cukrem, dodać troszkę wody, wymieszać i poczekać aż się "bujną".  Mieszamy, można łyżką, można ręką, ja jako człowiek leniwy robię to robotem hakowym. Wlewamy maślankę, olej, wyrabiamy. Po trochu dolewamy wody, ciasto musi być dość luźnie, bo chlebek wyjdzie nam twardy. Jak nam się wszystko ładnie połączy to nie ma zlituj się: trzeba je wyrabiać 5-10 minut ręcznie. Wkładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia. Jak podwoi objętość włączamy piekarnik na maksa, grzanie góra/dół. W Indiach piecze się naan w specjalnych piecach w temperaturze ok. 500 stopni. My musimy zadowolić się tym czym mamy. Wyrabiamy jeszcze raz ciasto, dzielimy na 8 części. Każdą porcję przed włożeniem do piekarnika wyrabiamy i rozwałkujemy do grubości ok. 1/2 cm. Kształt nie gra roli, mnie zwykle wychodzi mapa świata. Kładziemy na blasze posmarowanej olejem, nakłuwamy widelcem. Wkładamy do piekarnika tak na na 3/4 wysokości i pieczemy ok. 4 minut. Po wyjęciu smarujemy roztopionym masłem lub oliwą. Jak chcemy mieć wersję fit, to pomijamy ten krok.  Jak lekko przestygnie możemy podawać.



Smacznego!!!

czwartek, 16 maja 2019

Makaron w sosie serowym

   Po dość długiej przerwie spowodowanej atakiem dysgrafii 😜 postanowiłem wziąć się za siebie i coś skrobnąć. Na początek coś krótkiego, żeby nie przemęczać schorowanych szarych komórek. Bo mam je tylko dwie, w tym jedna to Nokia 3310... No to do roboty...

   Składniki:
  • makaron, najlepiej szerokie wstążki
  • śmietana 30%
  • ser pleśniowy
  • 1/2 sera pleśniowego niebieskiego
  • świeży ogórek (długi)
  • pomidory suszone w oliwie
  • sól, pieprz
  Makaron gotujemy al dente zgodnie z zaleceniami producenta. A tak przy okazji: wiecie, że makaron należy gotować przy otwartym oknie?? Bo na opakowaniu jest przecież napisane: gotować w przeciągu 10 minut... No dobra, zamykamy okno i bierzemy się za sos. Do gara wlewamy śmietanę, wrzucamy pokruszony ser pleśniowy (camembert), podgrzewamy mieszając. W tym czasie kroimy pomidory w paseczki. Ogórka myjemy i kroimy obieraczką do ziemniaków w cienkie paski. Solimy go, pieprzymy (ogórka oczywiście) i odstawiamy na bok. Jak już nam się ser rozpuści wrzucamy pokruszony ser niebieski, będą nam pływały takie fajne kawałeczki. Dodajemy makaron, mieszamy, chwilę podgrzewamy. I możemy nakładać: najpierw makaron z sosem, posypujemy pokrojonymi pomidorami, a na wierzch kładziemy ogórka.



Smacznego!!!

sobota, 23 marca 2019

Serek paneer

   Dziś dla odmiany serek, biały zresztą. Przepis na ten serek znalazłem w kuchni indyjskiej. Jest prosty do zrobienia. Składniki mamy w domu, nie potrzeba do niego podpuszczki. Najlepiej użyć mleka od krowy (wiadomo, byki dają śmietanę 😉). Chodzi mi o to, żeby użyć mleka naturalnego, a że nie wszyscy mają do niego dostęp, więc może być mleko ze sklepu. Ale świeże, z mleka UHT ser nie wyjdzie. Wydajność nie jest powalająca: z 3 litrów mleka wychodzi ok. 30 dkg sera. No, w sklepie przyzwoity biały serek też nieźle kosztuje...

Składniki:
  • 3 litry mleka
  • ocet spirytusowy 10 % (lub sok z cytryny)
   Garnek przepłukujemy zimną wodą, wlewamy mleko. Stawiamy na ogniu i zagotowujemy. Jak mleko chce nam już "wyjść" z gara wyłączmy ogień. Wlewamy 5-6 łyżek octu, mieszamy dokładnie i czekamy aż serek się zetnie. W zlewozmywaku stawiamy sitko, wykładamy je chustą serowarską lub jakąś gęstą tkaniną: tiulem, pieluchą (tetrową, nie pamperesem) i ostrożnie przelewamy do niego serek. Przepłukujemy zimną wodą aby pozbyć się kwasu. Jak serwatka odpłynie można serek posolić, ja tego nie robię, wolę posolić przed jedzeniem. Kiedyś przekombinowałem i posoliłem mleko przed gotowaniem, serek nie wyszedł.😔 Następnie odciskamy jeszcze i przekładamy twarożek do klinika serowarskiego, albo do ażurowego pojemnika i czymś przyciskamy. Można też zawinąć w to na czym odciekał. Kładziemy na serku np. garnek z wodą, na każde 10 dkg sera ok. 1 kg ciężaru. przygniatamy go 30-60 minut. I serek mamy gotowy. Jak go nie soliliśmy możemy zanurzyć w solance, albo przechowywać taki jak jest. Ile czau może być w lodówce? Nie wiem, u mnie znika najpóźniej następnego dnia...

 Smacznego!!!

poniedziałek, 18 marca 2019

Śniadanko

    Dziś przepisu nie będzie, tylko foto. Bo chyba nie ma o czym pisać... Ot śniadanko, tylko tak jakoś mi śmiesznie wyszło...



piątek, 8 marca 2019

Kurczak generała Tso

   Dziś na obiad kawałek ptaka, a konkretnie udka. Można zrobić i z piersi, ale mięso z udka jest smaczniejsze, bardziej wyraziste. Nazwa jest trochę myląca: sugeruje kuchnię chińską. A danie pochodzi z USA, choć wzorowane jest na kuchni chińskiej. Ponoć jest to jedno z popularniejszych dań branych na wynos. Jeszcze jedna rzecz jest myląca w tym daniu: smoczyca nie chciała uwierzyć, że to jest mięso kurczęcia. 😆 Najważniejsze, że smakowało. no to do roboty...

Składniki:
  • 2 udka
  • kawałek imbiru
  • 2 jajka
  • 2 cebule
  • sos sojowy jasny
  • sos sojowy ciemny
  • sos srilacha
  • olej sezamowy
  • cukier
  • mąka ziemniaczana
  • sos słodko-kwaśny
  • ocet ryżowy (może być jabłkowy)
  • sos ostrygowy
  • olej do smażenia
    Najpierw robimy marynatę: 4 łyżki sosu sojowego jasnego mieszamy z 2 łyżkami oleju sezamowego i 1 łyżeczką cukru. Imbir siekamy jak najdrobniej i dodajemy do marynaty. Mieszamy aż cukier się rozpuści. Trybujemy udko, ściągamy również skórę. Możemy to wykorzystać do zupy. Mięso kroimy na mniejsze kawałki i wrzucamy do marynaty. Dokładnie mieszamy i odstawiamy do lodówki na kilka godzin. Teraz kolej na sos. Cebulę kroimy w drobną kosteczkę i wrzucamy do rondelka na rozgrzany olej (rzepakowy, sezamowy nie nadaje się do smażenia). Jak się zeszkli dodajemy 1 łyżkę sosu sojowego ciemnego, 1 łyżkę octu ryżowego,  1 łyżkę sosu słodko-kwaśnego, ok. 1 łyżeczkę sosu srilacha (jest ostry więc dodajcie ile uważacie),  2 łyżki sosu ostrygowego. Całość chwilkę gotujemy mieszając, powinien się zrobić gęsty. Wyciągamy kurczaka z lodówki i wsypujemy 3-4 łyżki mąki ziemniaczanej, mieszamy aby mąka oblepiła dokładnie kurczaka. W miseczce roztrzepujemy jajka i wlewamy do mięsa. Mieszamy dokładnie, w razie potrzeby dosypujemy mąki ziemniaczanej. Ciasto musi być dość gęste, ale lejące. Smażymy partiami na złoty kolor, odkładając na ręcznik papierowy. Myjemy patelnię, wlewamy na nią sos, podgrzewamy i wrzucamy kurczaka. Kurczak ma się tylko obkleić sosem. I możemy podawać. Oczywiście z ryżem, posypane kiełkami.  


Smacznego!!!

piątek, 1 marca 2019

Sos słodko-kwaśny

  Dziś przepis na pikantny sos słodko-kwaśny. Ponieważ do zagęszczenia sosu używam mąki ziemniaczanej miałem chęć zatytułować posta: kisiel słodko-kwaśny.  Sos jest pyszny, no i nie zawiera konserwantów, a więc jest zdrowszy niż kupny. Gorący sos wlewam do słoiczków, lub butelek i zakręcam.  Jak długo wytrzyma? Nie wiem, u mnie rekord to miesiąc. Nie, nie popsuł się, został zjedzony. Przeważnie znika wcześniej. 

Składniki:
  • 5 ostrych papryczek pepperoni
  • 1 szklanka cukru
  • 1/2 szklanki octu
  • sok z 1/2 cytryny
  • 4-5 ząbków czosnku
  • 3 cm kawałek imbiru
  • 1 łyżeczka soli
  • 2-3 łyżeczki mąki ziemniaczanej
    Do rondelka wlewamy 2 szklanki wody. Wsypujemy cukier i sól, zagotowujemy mieszając od czasu do czasu. Papryczki (najlepiej różnokolorowe, sos wygląda ładniej) myjemy, kroimy na pół wzdłuż i pozbawiamy pestek. Jak  ktoś chce mieć ostrzejszy sos to niech je zostawi. Ja zostawiam pestki w jednej papryczce. Następnie kroimy je w jak najdrobniejszą kosteczkę. Podobnie kroimy imbir. Jak się woda z cukrem zagotuje wrzucamy imbir, papryczki i przeciśnięty przez praskę czosnek. Mieszamy i gotujemy 5 minut. Następnie dodajemy sok z cytryny i ocet. Mieszamy, chwilką jeszcze gotujemy. W szklance z odrobiną wody rozpuszczamy mąkę ziemniaczaną i wlewamy do sosu. Gotujemy chwilę cały czas mieszając. Ilość mąki trzeba dopasować to tego jak gęsty sos chcemy mieć. Lepiej dodać dwa razy, niż raz za dużo. Przelewamy do słoiczków i zakręcamy.



Smacznego!!!

niedziela, 24 lutego 2019

Spring rolls


    Dziś przegryzka, ewentualnie śniadanie. Ale nie widzę przeszkód, żeby podać to na obiad. Co prawda na ciepło to będą nie spring rollsy, a sajgonki. Bo jedyna różnica pomiędzy nimi to właśnie brak smażenia. No i nazwa... Zawartość też może być różna, to potrawa na winie: czyli co się pod rękę nawinie. Mnie się nawinęły same warzywa, dlatego dziś jest wersja wege. Ale można zrobić i z mięsem np. z kurczakiem. Albo z mięsem do kebaba, wtedy będziemy mieli taki kulinarny miszmasz. Bierzmy się do roboty...

Składniki:
  • papier ryżowy
  • papryka
  • sałata
  • marchewka
  • czerwona cebula
  • kromka razowego chleba
Sos:
  • sos sojowy
  • kawałek imbiru
  • 1-2 ząbki czosnku
  • olej sezamowy
  • sok z limonki
   Warzywa myjemy, skrobiemy, obieramy. Następnie kroimy w słupki o długości ok. 9 cm.  Chleb kroimy w paski o szerokości ok. 8 mm. Na talerz nalewamy zimnej wody. Papier ryżowy zamaczamy w wodzie, kładziemy na blacie, układamy warzywa i chleb. Następnie zawijamy brzegi do środka i zwijamy. Powinno wyjść coś w rodzaju koperty. I to w zasadzie wszystko... Spring rollsy nie mogą wyschnąć, dlatego trzeba je zrobić tuż przed podaniem. Ewentualnie wsadzić do foliowej torebki, lub przykryć mokrą ściereczką. Do kompletu trzeba zrobić sos, w sumie to lepiej najpierw go zrobić. Bedzie się "gryzł" jak my zwijamy rollsy.  Imbir i czosnek obieramy, kroimy drobno, a następnie rozcieramy nożem na desce. Przekładamy do miseczki. Dodajemy 3 łyżki sosu sojowego, łyżkę oleju sezamowego, troszkę soku z limonki. Warto dodać coś ostrego (ale nie żyletki) np. parę plasterków chili, albo kilka kropel tabasco. Wszystko mieszamy i odstawiamy do przegryzienia. Sos podajemy w miseczce, jak ktoś będzie miał ochotę to sobie będzie maczał rollsa.



Smacznego!!!

piątek, 1 lutego 2019

Pochlopka

   Ostatnio było na bogato, to teraz będzie skromniej. Dziś zupa pochlopka. Nawiasem mówiąc zupa pojawia się w tej samej książce co solianka. Oczywiście autor ograniczył się do stwierdzenia, że jedzą pochlopkę. No, ale w dobie internetu to nie problem. Zapytałem wujka google i mi podpowiedział co to jest. A mianowicie jest to zupa, gęsta tak, że łycha stoi na baczność. Na dodatek jest to zupka dla długouchych zwolenników zieleniny, same warzywa, brak wkładki mięsnej. A tak przy okazji: czasem zastanawiam się czemu wegetarianie nie jedzą wołowiny? Rozumiem, że nie jedzą wieprzowiny, w różnych kulturach jest to mięso nieczyste. Drób też rozumiem. Ale wołowina?   Przecież krowa je trawę i produkuje wołowinę. Czyli wołowina jest z trawy... A więc jest wegetariańska... 😀 Ale wracajmy do pochlopki. Przy okazji dowiedziałem się, że moja zupa ze szczecina to pochlopka, tylko wersji VIP.

Składniki:
  • 1/2 główki niedużej białej kapusty
  • kilka pyrków
  • 2 marchewki
  • 1 pietruszka
  • kawałek selera
  • kawałek pora
  • 1 cebula
  • kilka pomidorów, albo pomidory z puszki
  • sól, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy
  • masło, ale jak ktoś chce być wege to niech weźmie olej
  • odrosty pietruszki (kiedyś, pisałem czemu odrosty)
  Warzywa obieramy, skrobiemy, myjemy kroimy na podstawowe jednostki kulinarne. Do gara (radze duży) wrzucamy kawałek masła. Jak się rozgrzeje wrzucamy cebulę pokrojoną w piórka. Po chwili dodajemy marchewkę pokrojoną w półtalarki. Smażymy często, gęsto mieszając. Dodajemy pietruszkę i seler pokrojone w kosteczkę. Pora kroimy w plastry i wrzucamy do garnka. Całość zalewamy wrzątkiem. Dodajemy ziemniaki pokrojone w kostkę i poszatkowaną kapustę. Dodajemy przyprawy i gotujemy do miękkości ziemniaków. Wrzucamy pomidory i gotujemy jeszcze z 10 minut. Wrzucamy posiekane odrosty pietruszki, mieszamy i możemy nalewać na talerze.


   Jak widać na foto wyszedł całkiem spory gar... A i gęstość jest całkiem, całkiem...



Smacznego!!!

sobota, 26 stycznia 2019

Solianka

   Solianka to zupa wywodząca się od braci słowian ze wschodu. Co prawda z tamtej strony raczej nic dobrego nam nie przywiało, ale ta zupa stanowi wyjątek. No i wódka, bo to podobno też ich wynalazek 😃. Z nazwą tej zupy spotkałem się kilkakrotnie w różnych książkach. A, że to nie były książki kucharskie ograniczono się do stwierdzenia, ze podano soliankę. Albo się nią zajadano. W końcu zmobilizowałem się i postanowiłem spróbować co to za zupa. No i zaczęły się schody, bo jak to z każdą potrawą "narodową" każdy gotuje ją troszkę inaczej. Solianka może być mięsna, rybna, grzybowa, warzywna... Wspólną cechą tych wszystkich zup jest, że ma być kwaśna i słona. Jako zatwardziały mięsożerca (co prawda miałem dwuletnią przerwę w jego jedzeniu, ale kto nie popełnia błędów 😉) postanowiłem ugotować wersję mięsną. Korciła mnie też rybna, ale to może następnym razem. Od razu zaznaczam, że najlepiej ugotować ją przynajmniej dzień wcześniej, a najlepiej dwa. Odgrzewana jest zdecydowanie lepsza. No i do najtańszych nie należy ponieważ muszą być trzy rodzaje mięsa i trzy rodzaje wędliny... Ale za to wychodzi niezły sagan, starcza na kilka dni. Albo wykarmienie stada wygłodniałych gości. Mnie wyszedł pięciolitrowy gar...

Składniki:
  • 30 dkg pręgi
  • 30 dkg łopatki
  • małe skrzydełko indycze
  • 25 dkg wędzonej szynki
  • 25 dkg boczku
  • 25 dkg kiełbasy
  • 4-5 kiszonych ogórków wraz z kwasem
  • 3-4 ziemniaki
  • kilka ząbków czosnku
  • oliwki czarne i zielone
  • koncentrat pomidorowy
  • puszka pomidorów krojonych
  • kapary w zalewie
  • 1 cebula
  • włoszczyzna
  • cytryna
  • śmietana lub jogurt
  • sól, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy
  • zielenina do przybrania 
   Trochę się tego nazbierało... Nic dziwnego, że taki sagan wychodzi. Ale do roboty. Mięso myjemy wkładamy do gara i zalewamy zimną wodą. Stawiamy na ogniu, jak się zagotuje, szumujemy, dodajemy włoszczyznę, pieprz, ziele angielskie i liść laurowy. Nie solimy, wędlina i kapary są słone, dlatego lepiej zrobić to na końcu. Gotujemy 3 godziny, mięso ma się wręcz rozgotować. Jak już jest mięciutkie wyciągamy chwilkę czekamy aby przestygło i rozdzielamy na kawałki. Kości i skórę odrzucamy. Wywar przecedzamy do gara, duuużego... Marchewka nam się przyda do zupy, a reszta nie. Możemy sobie zrobić np. sałatkę. Wywar zagotowujemy, dodajemy mięso, jak nam za dużo odparowało to dolewamy trochę wody. Wrzucamy obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Gotujemy aż będą miękkie. W tym czasie wędliną kroimy w paski, kosteczkę, jak kto woli. Cebulę kroimy w piórka, ogórki w kosteczkę. Czosnek obieramy i siekamy, albo przeciskamy przez praskę. Ja go zgniatam i kroję na mniejsze kawałki. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz, olej, smalec co kto lubi. Wrzucamy pokrojoną wędlinę, podsmażamy. Dodajemy cebulę i czosnek. Jak się zeszkli dodajemy ogórki kiszone i koncentrat pomidorowy. Chwilkę smażymy i wlewamy pomidory z puszki. Dodajemy czubatą łyżkę kaparów i oliwki bez zalewy. Dusimy na wolnym ogniu, w razie potrzeby dolewamy wody. Jak ziemniaki są już miękkie wlewamy zawartość patelni do gara. Dodajemy kwas z ogórków, mieszamy i chwilkę gotujemy. Teraz mamy okazję zdegustować i ewentualnie doprawić. Zupa ma być kwaśna i słonawa. Jak ktoś uważa, że jest za rzadka może dodać zasmażki, ja dodałem. Gotujemy jeszcze z 15 minut. Jak już pisałem, następnego dnia jest zdecydowanie lepsza. Na talerz nalewamy zupy, dodajemy kleksa ze śmietany albo jogurtu, kładziemy plasterek cytryny i posypujemy zieleniną.



Smacznego!!!

piątek, 18 stycznia 2019

Marchewka

   Dziś w roli głównej marchewka. A zasadzie zupa marchewkowa, a konkretnie zupa-krem. Większość pomyślała teraz sobie : bleee... Warto jednak zaryzykować i podać ją domownikom, ponieważ dzięki aromatycznym dodatkom zaskakuje smakiem i aromatem. Zupa jest sycąca i rozgrzewająca, a że pora roku jest stosowna aby skonsumować taką zupkę to do roboty!

Składniki:
  • 1 kg marchewki
  • 1,5 l bulionu
  • 3 ziemniaki
  • 2 cebule
  • kawałek imbiru
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka mielonego kardamonu
  • 1 łyżeczka kuminu
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki
  • 1/2 cayanne
  • 2 gwiazdki anyżu
  • ser feta
  • czarny sezam
  • zielenina (natka pietruszki albo kolendra)
  • olej do smażenia
   Marchewkę skrobiemy, myjemy i kroimy w grube plastry. Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę. Cebulkę obieramy i kroimy w piórka. Do gara wlewamy trochę oleju i rozgrzewamy go. Wrzucamy cebulę i marchewką. Smażymy mieszając. Jak marchewka nam się ładnie skarmelizuje dodajemy przyprawy. Wrzucamy czosnek, ziemniaki i zalewamy bulionem. Gotujemy jakieś 15-20 minut, aż ziemniaki będą miękkie. Wyjmujemy anyż i blendujemy. Wstawiamy na ogień, chwilkę gotujemy mieszając i ewentualnie doprawiamy. Można też dodać troszkę masła. Nalewamy na talerz, wkruszamy kawałek fety, posypujemy czarnym sezamem i zieleniną.



Na foto nie widać fety, dodałem później, a że zupka pięknie pachniała nie traciłem czasu na kolejne zdjęcia...
Smacznego!!!

środa, 16 stycznia 2019

Kebab

   Dziś na talerzu kebab. A w zasadzie wyrób kebabopodobny. Jako, że potrawa ma swój rodowód w Turcji prawdziwy kebab powinien być z baraniny. Niestety u nas jest to mało popularne mięso. Jak w mięsym zapytałem o baraninę to pani mi odpowiedziała, że tylko na zamówienie, a cena to ok 70 zł za kilogram... 😲 Podziękowałem... I kupiłem filet z indyka, więc będzie turkey-kebab (śmiesznie mi to wyszło turkey, bo miałem na myśli indora...). Popularny döner-kebab oznacza "obracające się pieczone mięso". Można by upiec je na rożnie w piekarniku, ale obawiam się, że byłby problem z "trzymaniem się" mięsa. Dlatego upiekłem w pozycji na baczność, a obracanie zastąpiłem termoobiegiem. A więc do roboty.

Składniki:
  • 1 kg fileta z indyka
  • 1 wielka cebula (moja ważyła 0,42 kg)
  • 3/4 łyżeczki soli
  • 3 łyżeczki granulowanego czosnku
  • 2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 2 łyżeczki wędzonej słodkiej papryki
  • 2 łyżeczki oregano
  • 2 łyżeczki tymianku
  • 1 łyżeczka kuminu (kminu rzymskiego, nie mylić z kminkiem)
  • olej
 Oregano, tymianek i kumin wrzucamy do moździerza i ucieramy. Dodajemy resztę przypraw (poza olejem) i dokładnie mieszamy. Indora myjemy, osuszamy i kroimy w plastry grubości ok. 1,5 cm. Następnie lekko rozbijamy i smarujemy olejem. Cebulę obieramy i kroimy w poprzek na pół. Kładziemy ją płaską stroną na blacie i wbijamy 3 patyczki do szaszłyków, ostrą stroną do góry. Teraz bierzemy kawałek fileta, obsypujemy mieszanką przypraw i nadziewamy na patyczki. I tak robimy z pozostałym mięsem, tworząc coś w rodzaju góry mięsa, przypomina to nawet trochę "prawdziwy" kebab. na wierzch nabijamy drugą połówkę cebuli. 


   Trochę mi to krzywo wyszło, ale co mi tam, strzelać z tego nie będę. Wstawiamy do lodówki na kilka godzin. Na ok. godzinę przed pieczeniem wyjmujemy z lodówki, żeby mięso się ogrzało. Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. Z folii aluminiowej  robimy czapeczkę i przykrywamy nią cebulę (nie będzie się nam przypalać). Wstawiamy do piekarnika. Po 10 minutach zmniejszamy temperaturę do 170 stopni i pieczemy ok. 1-1,5 godziny. Wszystko zależy jak uformujemy tę górę mięcha. 


  Jak już nam się upiecze wyjmujemy i odstawiamy na jakieś 15 minut, aby mięso odpoczęło. Jeszcze ciepłe kroimy w cienkie paski.


  Jakby to powiedział imć Zagłoba: porcja mięsiwa jest słuszna... Nam starczyło na dwa obiady, a i na kanapki jeszcze też było. Oczywiście trzeba dodać jakiś sos, no i trochę zielska... Ale to już wedle upodobań.


Smacznego!!!

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Onigiri


  Onigiri to taka japońska kanapka. A skoro japońska to wiadomo, że z ryżu. I z dodatkiem zielska, morskiego zresztą. Krótko mówiąc: jest ryż zawinięty w nori (suszone glony morskie) i nadziany... No właśnie czym? W zasadzie to tym na co mamy ochotę. Japończycy preferują owoce morza, ale można wsadzić tam i naszego kotleta mielonego. Na zdjęciu jest onigiri z surimi, smażonym jajkiem i świeżym ogórkiem. Smaczny jest też tuńczyk z majonezem. Do tego jakiś ostry sos, można maczać kanapki, a jeśli robimy na wynos to dać do środka.

Składniki:
  • 200 g ryżu (suchego, najlepiej do sushi)
  • nori (suszone wodorosty)
  • ocet (najlepiej ryżowy, jak nie mamy to jabłkowy)
  • cukier
  • sól
  • dodatki do środka

    Ryż gotujemy w lekko osolonej wodzie. W tym czasie do rondelka wlewamy 4 łyżki octu, dodajemy 2 łyżki cukru (brązowego) i łyżeczkę soli. Lekko podgrzewamy i mieszamy aż cukier się rozpuści. Wyciągamy ugotowany ryż z wody (o ile gotowaliśmy w torebkach, ja najczęściej gotuje sypki). Wysypujemy do miski, wlewamy octową zaprawę i dokładnie mieszamy. Teraz musimy poczekać aż ryż lekko przestygnie. Na blacie kładziemy folię spożywczą, troszkę większą niż arkusz nori. Na to kładziemy wodorosty, na ich środek wykładamy płaską warstwę ryżu, tak o 1 cm. Brzegi zostawiamy wolne, ponieważ nori będziemy zawijać. Na ryż kładziemy to na co mamy ochotę: rybę, kimchi, jajko smażone lub gotowane, zieleninę. Oczywiście możemy położyć kilka rzeczy. Następnie kolejna warstwa ryżu i zawijamy nori, tworząc coś w rodzaju koperty, rogami do środka. Owijamy folią spożywczą, aby onigiri się ładnie ukształtowało i "utrwaliło". Aha, możemy jeszcze dodać do środka jakiś ostry sos. Po jakiś 5 minutach przecinamy kanapkę na skos tworząc dwie trójkątna. Odwijamy z foli i możemy wcinać.


 Smacznego!!!

piątek, 11 stycznia 2019

Babka ziemniaczana

    Pewien zaprzyjaźniony Skrzat namówił mnie na zrobienie babki ziemniaczanej. Pomyślałem: czemu nie, to tylko taki przerośnięty placek... No fakt, nie smaży się jej tylko piecze. To nawet lepiej, mniej roboty, bo przy smażeniu placków trzeba się nastać przy patelni. Potrawa ponoć wywodzi swój rodowód z Białorusi. Na Mazurach mówią na nią kartoflak. I pod tą nazwą tam się na nią natknąłem. Serwowany był jak dodatek do pieczonego udka kaczego. O wielkości porcji nie wspomnę... Ale jak mawia mój kolega: "im więcej gwiazdek ma hotel tym mniej na talerzu..." No, ale ponoć do eleganckiej restauracji nie przychodzi się najeść tylko celebrować jedzenie.. A nie można by tak jedno i drugie? Ale wracajmy do kuchni i pyrczoka (taką nazwę też spotkałem).


Składniki:
  • 1 kg ziemniaków
  • kawałek wędzonego boczku
  • 1 cebula
  • 1 jajko
  • mąka ziemniaczna
  • mąka pszenna
  • sól, pieprz

   Boczek i cebulę kroimy w kosteczkę i przesmażamy na patelni. Ziemniaki obieramy i ścieramy na tarce tak jak na placki. Hahaha, jak ktoś chce to niech się męczy. Ja jako człowiek leniwy przepuszczam pyry przez malakser. Niestety z przyzwyczajenia starłem także cebulę. A szkoda, przesmażona byłaby bardziej aromatyczna. no nic, następnym razem się poprawię. Mam nadzieję. Starte ziemniaki lekko odciskamy. Dodajemy boczek przesmażony z cebulą, 3 łyżki mąki ziemniaczanej, 3 łyżki mąki pszennej, solimy, pieprzymy. Dokładnie mieszamy. Podaję ilości mąki to tak orientacyjnie, wszystko zależy od pyrów, no i jak mocno je odciśniemy. Wykładam keksówkę papierem do pieczenia i wlewamy masę ziemniaczaną. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika (180 stopni) i pieczemy ok. półtorej godziny. Podawać możemy jako dodatek do mięsa, albo samodzielne danie. Wtedy polewamy śmietaną albo (jak widać na foto) z maślanką.

Smacznego!!!

sobota, 5 stycznia 2019

Zapiekanka z pora


   W zasadzie to jest zapiekanka z porem, ale to on determinuje smak więc nich będzie, że z pora. Zawsze mam problem: czy to jest por, czy pora... Chyba jednak por... Bo pora to na Telesfora. Starsi wiedzą o czym mówię, a młodsi niech zapytają wujka Google.  Na pewno nie napiszę że jest to zapiekanka z porów, bo jeszcze ktoś pomyśli, że zużyłem stare gacie... No dobra wracamy do kuchni. Troszkę roboty z tą zapiekanką jest, bo każdy składnik wymaga obróbki, ale od czasu do czasu można się poświęcić. Ilości i stosunek poszczególnych składników należy dobrać w zależności od własnych preferencji i wielkości naczynia żaroodpornego. No i od apetytu. Własnego i domowników... 

Składniki:
  • makaron świderki
  • 2-3 pory (jasne części)
  • kiełbasa
  • starty żółty ser
  • cebula
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia
  • masło lub smalec do posmarowania naczynia

   Zaczynamy od końca, a mianowicie od wysmarowania naczynia. Nie lubię tego robić, więc będzie już z głowy. Jak umyjemy łapkę (albo damy psu do wylizania 😉) wstawiamy dwa gary wody. Jak się zagotują lekko solimy. Do jednego wrzucamy makaron i gotujemy go zgodnie z tym do mówi opakowanie. Ma być lekko niedogotowany czyli al dente.  Odcedzamy.
  Tak mi się przypomniało: 
          Mąż wraca do domu a żona mówi: kochanie, obiadu jeszcze nie ma. Chciałam zrobić spaghetti, byłam w pięciu sklepach i nigdzie nie było makaronu al dente...
  Wracamy do garów. Pora obieramy, myjemy, kroimy w półtalarki i wrzucamy do wrzątku na 3 minuty, odcedzamy. Rozgrzewamy olej na patelni. Kiełbasę kroimy również w półtalarki, a cebulę w kostkę (oczywiście obraną). Jedno i drugie wrzucamy na patelnię i podsmażamy. Teraz wszystkie składniki wrzucamy do miski. Pieprzymy, solimy. Z solą ostrożnie bo kiełbasa przeważnie jest dość słona, ser też. Mieszamy, dodajemy żółty ser, trochę zostawiamy do posypania. Mieszamy ponownie i przekładamy do naczynia żaroodpornego. Wyrównujemy w miarę możliwości i posypujemy resztą żółtego sera. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (góra-dół bez termoobiegu). Zapiekamy jakieś 20 minut. I to by było na tyle.




Smacznego!!!
P.S.: na drugim zdjęciu w tle widać parówkę w cieście francuskim, już tylko jedna ocalała... Przepis jest gdzieś na blogu.